Książka tuż tuż, więc czas na kolejny fragmencik…
“Wspomnienia jego babci okazały się kopalnią historii, które mogły pasować do legendy. Janina Dunin-Wąsowiczowa była w czasie okupacji opiekunką kuchni RGO, czyli Rady Głównej Opiekuńczej. Kuchnia mieściła się w budynku, w którym przed wojną znajdowała się Prywatna Koedukacyjna Szkoła Powszechna „Rodziny Wojskowej”, której kierowniczką była Janina Dunin-Wąsowiczowa. Budynek stoi do dziś i teraz… mieści się tu szkoła specjalna. Ta, której uczniowie mówili, że słyszą czasem ryk krowy i pianie koguta. We wspomnieniach napisała między innymi tak: „Przychodzący codziennie na obiady stołownicy witali mnie z uśmiechem serdecznym, jak kogoś bliskiego. Pewnego razu podszedł do mnie nieznajomy, może 13-letni chłopczyk, prosząc o bezpłatne bony obiadowe. Zaczął mi opowiadać jakąś wyuczoną historię, że jest sierotą i uciekinierem z Przemyśla, czy coś takiego. Przyjrzawszy mu się powiedziałam: «Mów ze mną szczerze, moje dziecko, kiedy już cię tu do mnie skierowano, chętnie ci pomogę, ale chciałabym wiedzieć, kto cię tu do mnie przysłał.» Chłopiec (nazwaliśmy go Jankiem) opisał mi pana, który go tu skierował. Domyślam się, kto to, ale oczywiście nic nikomu nie mówiłam. Okazało się, że oprócz obiadów nasz «Janek» potrzebuje również mieszkania. Któż weźmie do siebie to nieznajome dziecko o wybitnie semickim wyglądzie? Z mojego kłopotu mogłam śmiało zwierzyć się pani Zofii Żołątkowskiej, która przyjęła na jakiś czas «Janka» na mieszkanie w małym domku ogrodniczym, pod pozorem, że jest on pomocnikiem ogrodnika.”