Bohaterka rozdziału o Żoliborzu…

10952432_10205911012444973_1932530345_o

Dokument Janiny Dunin-Wąsowiczowej zaświadczający o jej współpracy z Radą Opiekuńczą Miejską w Warszawie

Książka tuż tuż, więc czas na kolejny fragmencik…

„Wspomnienia jego babci okazały się kopalnią historii, które mogły pasować do legendy. Janina Dunin-Wąsowiczowa była w czasie okupacji opiekunką kuchni RGO, czyli Rady Głównej Opiekuńczej. Kuchnia mieściła się w budynku, w którym przed wojną znajdowała się Prywatna Koedukacyjna Szkoła Powszechna „Rodziny Wojskowej”, której kierowniczką była Janina Dunin-Wąsowiczowa. Budynek stoi do dziś i teraz… mieści się tu szkoła specjalna. Ta, której uczniowie mówili, że słyszą czasem ryk krowy i pianie koguta. We wspomnieniach napisała między innymi tak: „Przychodzący codziennie na obiady stołownicy witali mnie z uśmiechem serdecznym, jak kogoś bliskiego. Pewnego razu podszedł do mnie nieznajomy, może 13-letni chłopczyk, prosząc o bezpłatne bony obiadowe. Zaczął mi opowiadać jakąś wyuczoną historię, że jest sierotą i uciekinierem z Przemyśla, czy coś takiego. Przyjrzawszy mu się powiedziałam: «Mów ze mną szczerze, moje dziecko, kiedy już cię tu do mnie skierowano, chętnie ci pomogę, ale chciałabym wiedzieć, kto cię tu do mnie przysłał.» Chłopiec (nazwaliśmy go Jankiem) opisał mi pana, który go tu skierował. Domyślam się, kto  to, ale oczywiście nic nikomu nie mówiłam. Okazało się, że oprócz obiadów nasz «Janek» potrzebuje również mieszkania. Któż weźmie do siebie to nieznajome dziecko o wybitnie semickim wyglądzie? Z mojego kłopotu mogłam śmiało zwierzyć się pani Zofii Żołątkowskiej, która przyjęła na jakiś czas «Janka» na mieszkanie w małym domku ogrodniczym, pod pozorem, że jest on pomocnikiem ogrodnika.”

Bohaterka ze Śródmieścia

maria szukiewicz

Maria z Szukiewiczów Rudnicka

Książka już jest „złamana”. Trwają ostatnie poprawki. Może więc pora, by pokazać jeszcze jedną fotografię? To (jak powiedział jeden z bohaterów, warszawski bibliotekarz Jerzy Rudnicki):

– (…) moja babcia, (…) Maria Szukiewicz. Była bliską współpracowniczką Józefa Piłsudskiego w PPS. Konstruowała bomby, które potem rzucano w carskich dygnitarzy. Podobno do jednej z nich zapomniała włożyć zapalnik. Dlatego gdy 18 sierpnia 1906 roku jej koleżanka Wanda Krahelska rzuciła dwie bomby w kierunku generała-gubernatora Gieorgija Skałona, ten przeżył zamach. Babcia miała wtedy pseudonim Frania i fałszywe nazwisko Franciszka Koza. Potem wstąpiła do partii komunistycznej, nielegalnej w czasach Drugiej Rzeczypospolitej, dlatego kilka razy była aresztowana. Za każdym razem to Marszałek Piłsudski wyciągał ją z aresztu. Po wojnie pozostała komunistką, ale na krótko. Mój ojciec powtarzał, że pod koniec lat czterdziestych rzuciła legitymację partyjną, twierdząc: „Ten wózek wjeżdża w gnój i ja z niego wysiadam”. (…)

Jeszcze o wizycie Szacha w Warszawie i na ziemiach polskich

Ta historia była i jest dla mnie jedną z najbardziej fascynujących. Choć książka napisana, ja z lubością czytam kolejne wersje i relacje z tej samej wizyty władcy Persji w Warszawie w 1889 roku. Znów ilustracja z Kłosów. Szach na wyścigach konnych… na dworcu w Skierniewicach i w Spale…

szach1 szach3 szach2