Nie jest to opracowanie historyczne, a zbiór opowiadań łączących się w całość i przenoszących Czytelnika w głąb historii mojego miasta. To moja intelektualna zabawa, stworzona z myślą o wszystkich, którzy lubią czytać. I tych starych, i tych młodych, bo każdy znajdzie tu coś dla siebie. Są tu postaci żyjące, gdy piszę te słowa, i takie, które już dawno odeszły z tego świata. Są historie, które zdarzyły się naprawdę, i takie, które nie miały miejsca. Mieszam tu prawdę historyczną z fikcją, czerpiąc całymi garściami z własnego domowego archiwum warszawianki od wielu pokoleń oraz domowych archiwów przyjaciół i znajomych. Przede wszystkim jednak czerpię z bogatej historii Warszawy i jej mieszkańców. Ożywiam tu duchy ludzi, którzy kiedyś chodzili lub mogli chodzić ulicami mojego miasta. Wszystko po to, by pokazać, że Warszawa to nie zbiór budynków, ulic i placów, ale żywy organizm, którego mieszkańcami zawsze, bez względu na epokę, targały jakieś namiętności. Tu rozkwitały romanse, dochodziło do zbrodni, ludzie się rodzili i umierali. Gdy byłam jeszcze studentką historii sztuki Uniwersytetu Warszawskiego, podczas jednego z wykładów o klasycystycznej architekturze Warszawy profesor Tadeusz S. Jaroszewski, który miał zwyczaj przytaczać też anegdotki dotyczące budowli, opowiedział o pewnym zdarzeniu, miało ono miejsce w Pałacu Potockich 4 kwietnia 1782 roku. Otóż tego dnia zmarł w nim August Aleksander Czartoryski, twórca potęgi swego rodu. Zmarł, grając w wista z nuncjuszem papieskim. Jako człowiek dobrze wychowany, konając, powiedział:
– Jego ekscelencja wybaczy, ale nie dokończymy tej partii, gdyż umieram.
Jak powiedział pan profesor, nuncjusz, którym w tym czasie na ziemiach polskich był Jan Andrzej Archetii, usłyszawszy takie wyznanie, zdurniał ponoć do tego stopnia, że konającego przeżegnał ręką pełną kart. Ta anegdota pozwoliła mi inaczej spojrzeć na gmach Ministerstwa Kultury, które w 2014 roku przyznało mi półroczne stypendium literackie właśnie na tę książkę. Dzięki profesorowi Jaroszewskiemu i jego wykładom wiem, że pałac, w którym dziś mieści się Ministerstwo, niejedno w życiu widział. Również ta anegdota sprawiła, że inaczej patrzę na pozostałe stołeczne budynki, ulice i place. Co w tej książce jest prawdą, a co zmyśliłam? To zagadka dla varsavianistów i historyków, którzy, mam nadzieję, będą się przy lekturze bawić równie dobrze jak ja podczas pisania – gdy przegryzając się przez stosy opasłych tomów i artykułów o naszej stolicy, łączyłam niewidzialne, a czasem nieistniejące wątki i dopasowywałam je do osnowy, jaką jest historia Warszawy. Mam też nadzieję, że żyjący, którzy odnajdą siebie na kartach tej książki, nie pogniewają się na mnie za to, że nie pytając ich o zdanie, kazałam im mówić rzeczy, których nigdy nie mówili. Zrobiłam to ze szczerej sympatii do nich. Dziękuję Wam wszystkim za to, że byliście moim natchnieniem.
Małgorzata Karolina Piekarska
Warszawa – Obory, sierpień 2014